Od dawna marzył nam się egzotyczny kierunek, długo nie wiedzieliśmy które miejsce wybrać. Należymy do osób, które zdecydowanie wolą aktywny wypoczynek niż po prostu leżenie przy basenie z drinkiem 😀 i dlatego właśnie zdecydowaliśmy się na Seszele i absolutnie był to strzał w dziesiątkę 🙂 Błękitne niebo, turkusowa woda, drobny biały piasek i soczysta zieleń roślinności i charakterystyczne wielkie granitowe skały… tak wygląda raj i pierwsza wyspa na jakiej jesteśmy – La Digue ! Obawiam się, że żaden inny tropikalny kierunek nie pobije Seszeli … ale fajnie jest mieć takie zmartwienia 😀
Witamy w raju!
Wylądowaliśmy na Seszelach zaraz po świcie, na największej wyspie Mahe. Mieliśmy zaledwie 40 minut do zarezerwowanego autobusu, który miał nas zawieźć do portu. Wydawało mi się, że to dość czasu, zwłaszcza, że wiedziałam, że lotnisko jest małe. Jednak od samego początku widać, że Seszelczykom nigdy nigdzie się nie spieszy 😉 W kolejce do wbicia wizy staliśmy dobre 50 minut. Jak to ja oczywiście zaczęłam się już stresować, że nie zdążymy na autobus a następnie na łódź, nienawidzę się spóźniać, ale Pani na lotnisku z ogromnym spokojem i uśmiechem przekazała nam, że na pewno na nas poczekają. Od samego początku było widać, że wszyscy są pogodnie nastawieni do turystów, nigdy nigdzie nie widzą problemów … nie mają dużo (ich telefony komórkowe to głównie nieśmiertelne stare Nokie 3310) ale cieszą się każdym dniem i tym co mają, nie gonią za pieniędzmi.
Transport z Mahe na La Digue
Autobus oczywiście na nas poczekał i bez problemu zdążyliśmy na naszą łódź na La Digue. Na Seszelach jest jedna firma, która prowadzi regularne rejsy pomiędzy trzema najpopularniejszymi wyspami (Mahe, Praslin i La Digue) – Cat Cocos. Jeśli planujecie wypad na Seszele na własną rękę warto zarezerwować bilety wcześniej, są wtedy tańsze. Mają również opcję wykupu transportu specjalnym autobusem z lotniska do portu, taksówki są tutaj kosmicznie drogie a zwykłe miejskie autobusy nie zabierają turystów z walizkami, więc jeśli chcecie zaoszczędzić na taksówce, warto dodać transport autokarem od Cat Cocos. Ogólnie planując wyjazd warto wziąć po uwagę fakt, żeby nie podróżować taksówkami. Każdy nasz hotel albo guest house znajdował się w pobliżu portu, aby z walizkami móc przejść na pieszo, z wyjątkiem ostatniego pobytu gdzie po prostu wynajęliśmy auto z portu… ale o tym póżniej 🙂 Łódź z Mahe płynie na La Digue około 1,5 godziny, jeśli macie chorobę lokomocyjną to polecam wykupić lot z Mahe na Praslin (ceny są zbliżone) a następnie łódź na La Digue (płynie tylko 15 min). Generalnie buja dość mocno, a nie trafiliśmy na duże fale, więc przy gorszej pogodzie może być naprawdę ciekawie 😀 Mnie jednak osobiście przyjemnie ukołysało to do snu po nocnym locie 😉
Nocleg
Po 10:00 byliśmy w końcu na miejscu, zbliżając się do lądu dosłownie nie mogłam uwierzyć własnym oczom w to, co widzę. Turkusowa woda w połączeniu z tą soczystą zielenią roślinności, do tego przepięknie granitowe głazy, które są tak wymyte przez wodę, że sprawiają wrażenie jakby były pokryte aksamitem… nigdy nie zapomnę tego pierwszego spojrzenia na malutką wysepkę La Digue z łodzi. Ma ona zaledwie 10km2, zamieszkuje ją około 2 tys osób i to tam zdecydowaliśmy się spędzić pierwsze 4 noce.
Zarezerwowałam nocleg w guest housie La Kaz Safran, który mieści się zaledwie 2 minuty drogi na pieszo z portu. Dostaliśmy piękny i duży pokój z balkonem. W środku było wszystko czego było potrzeba – ręczniki, czajnik, sejf. Zawsze staramy się rezerwować noclegi już ze śniadaniami by nie martwić się o to co zjeść rano. Były one proste ale bardzo dobre. Jajka w dowolnej formie (omlet, jajecznica, na twardo), świeże owoce, sok z wyciskanych owoców, tosty i dżemy własnej produkcji. Wifi jest i hula bardzo dobrze 🙂 Polecam w stu procentach!
Transport na La Digue
Jeszcze do niedawna jedynym środkiem transportu były … rowery 🙂 Zdziwilibyście się co i w jaki sposób można na nich przewozić 😛 aktualnie na wyspie jest też trochę meleksów, które wożą gości z resortów hotelowych oraz kilka większych samochodów. Najprostszym i najprzyjemniejszym sposobem na zwiedzenie wyspy jest zdecydowanie wypożyczyć rower, nie jest to duży koszt (około 100 rupii za dzień). Nie oczekujcie jednak tutaj niczego nowoczesnego 😀 mi udało się dorwać piękną różową damkę z koszykiem z przodu jednak najczęściej jest to zwykły góral z gustownym koszykiem z hipermarketu 😛 Nie musicie się też martwić o to, ze nie będzie gdzie go zostawić lub, że ktoś Wam go ukradnie 🙂 Prędzej ktoś weźmie Wasz rower przez pomyłkę (wszystkie są podobne) niż dojdzie do jakiejś kradzieży, wyspa jest zbyt mała.
Pierwszy dzień… i wizyta w szpitalu 😀
Pisałam wcześniej, że najprzyjemniejszym sposobem na zwiedzanie wyspy jest rower? Dla mnie pierwszy dzień nie był taki miły 😛 La Digue zdecydowanie nie jest płaską wyspą, czasami trzeba naprawdę ostro pedałować ale później czeka przyjemny zjazd z górki. Niby jeżdżę na rowerze odkąd pamiętam i nigdy nie zdarzyła mi się jakaś poważniejsza wywrotka ale tutaj zdecydowanie myślami byłam gdzieś indziej, zachwycałam się pięknymi widokami. Założyłam w pierwszy dzień kapelusz by nie spalić sobie buzi od razu i niestety przy jednym ze zjazdów z górki zaczęło podwiewać mi kapelusz … prawą ręką odruchowo chciałam go złapać, na kierownicy została lewa.. domyślacie się już co się stało 😀 ? Tak, będę się śmiała ze swojej głupoty do końca życia ale niestety nacisnęłam lewą ręką hamulec, czyli ten z przedniego koła, chyba trochę zbyt mocno i niestety przeturlałam się przez moją piękną różową dameczkę 😉 Pamiętam tylko, że jak leciałam modliłam się zeby się nie poharatać na całym ciele pierwszego dnia naszych wakacji marzeń. Skończyło się na szczęście na kilku zadrapaniach i na jednej ale jednak dość dużej i bardzo głębokiej ranie na kolanie. Niestety na widok takich ran na swoim ciele natychmiast omdlewam. Każdy kto koło nas przejeżdżał pytał czy może pomóc, naprawdę dosłownie KAŻDY. Po kilku minutach podjechał do nas mieszkaniec pick upem, zabrał nasze rowery na pakę i podwiózł nas do szpitala. Pani doktor patrząc na mnie od razu zapytała się czy przewróciłam się na rowerze i mówiła, że to najczęstsze wypadki na wyspie 😀 opatrzyli mi ranę, wspólnie pośmialiśmy się z sytuacji i odesłali do dalszego zwiedzania. Opatrzenie rany kosztuje tutaj 100 rupii czyli około 23 zł, oczywiście byliśmy ubezpieczeni i mogłabym się ubiegać o zwrot ale nie wiem czy byłoby warto 😉 Morał krótki… po prostu uważajcie na rowerach 🙂
Plaże na La Digue
Na blogach jest pełno rankingów najpiękniejszych plaż jednak prawdę mówiąc KAŻDA z nich jest przepiękna a zarazem każda nieco inna. Wypożyczając rower na 2/3 dni jesteście w stanie zobaczyć większość z nich 🙂 Planując dzień warto zwrócić uwagę na to z której strony w danym momencie będzie słońce. Wschodnie plaże w pierwszej połowie dnia a zachodnie popołudniu. W dobrym świetle wszystko wygląda jeszcze piękniej no i grzechem byłoby przeoczyć nawet jeden zachód słońca. Krótko opiszę te, które najbardziej przypadły nam do gustu. Jako, że mąż zajmuje się fotografią, podpowiem Wam też gdzie znajdziecie te miejsca, które będą pięknie wychodzić na zdjęciach 🙂
- Anse Severe – długa plaża z kilkoma drink barami przy drodze, idealne miejsce by obejrzeć piękny zachód z wyspą Praslin w tle. Polecam szczególnie jej górną część gdzie mieści się bar, który przypadł nam najbardziej do gustu. Muzyka ragga, świeże owoce zblendowane z lokalnym rumem, kilka hamaków… pełen chill 🙂
- Anse Patates – malutka ale bardzo urokliwa. To idealne miejsce by zrobić piękne zdjęcia, po lewej stronie jest zdecydowanie #perfectspot 😀 czyściutki piasek, małe zatoczki pomiędzy głazami, z tyłu palmy i do tego turkusowa woda. Jest to plaża przy której mieści się hotel i podczas naszego pobytu było tam dość sporo osób więc zeszliśmy tylko pocykać zdjęcia i pojechaliśmy dalej
- Anse Gaulettes – bardzo długa i o dziwo … totalnie pusta. Spędziliśmy na niej pół dnia i byliśmy cały ten czas sami. Od samego brzegu jednak są koralowce więc kąpiel może być dość utrudniona
- Anse Grosse Roche – bardzo podobna do poprzedniczki ale z ogromnym granitowym głazem z lewej strony. Za to droga przy zajściu do tej plaży to zdecydowanie najpiękniejsza jej część, pełno palm i zieleni dookoła. Z kontrastującym błękitnym niebem to kolejne #perfectspot
- Anse Fourmis – mieści się na końcu asfaltowej drogi biegnącej wzdłuż wybrzeża. To obowiązkowe miejsce, głównie ze względu na piękną opadającą w stronę oceanu palmą. Tak to kolejne #perfectspot.
- Grande Anse – przepiękna szeroka plaża, zejście do wody jest piaszczyste, uważajcie na fale, są dość spore z tej strony wyspy
- Petite Anse i Anse Cocos – dwie plaże do której nie dojedziecie na pewno na rowerze ani innym środkiem transportu. Czeka Was tutaj trekking po granitowych skałach z Grande Anse, około 30 minut na Anse Cocos, a w połowie drugi znajdziecie Petite Anse. Trzymajcie się szlaku, w niektórych miejscach łatwo się zgubić w dżungli 😀 Jest to naprawdę niezwykłe doświadczenie. Pamiętajcie, że na Seszelach nie występują żadne jadowite zwierzątka ani owady 😛 Uważajcie tylko na pająki, które często pojawiają się z nikąd na sieci tuż przed twarzą 😀 Plaże są niesamowite, szerokie i długie, tłumów tutaj też na pewno nie będzie ale to już żadna nowość 😉
- królowa plaż na Seszelach czyli Anse Source d’Argnet – to absolutna kwintesencja wysp, bardzo długa poprzedzielana przez ogromne głazy na małe zatoczki. Z racji, że jest to najbardziej popularna plaża na La Digue w ciągu dnia na pewno nie należy ona do romantycznych i intymnych miejsc, ludzie przypływają na tą wyspę głównie właśnie by spędzić tutaj dzień. My zdecydowaliśmy się, spędzić tutaj popołudnie i zostać na zachód słońca. Jak przyjeżdżaliśmy akurat wszyscy turyści opuszczali plażę, na zachodzie została tylko garstka osób i zdecydowanie był to najpiękniejszy zachód jaki kiedykolwiek w życiu widziałam. Opuszczaliśmy ją chyba jako ostatni turyści już po zmroku. Warto wspomnieć tutaj, że jest to jedyna plaża gdzie trzeba zapłacić za wejście na jej teren a konkretniej na teren plantacji L’Union Estate. Rosną tu drzewa cynamonowe i uprawiana jest wanilia. Musicie przejść przez plantację aby dostać się na słynną plażę. Koszt to 120 rupii, czyli około 35zł. Gwarantuję, że po wpisaniu w google „Seszele”, po wejściu w grafikę, zdecydowana większość zdjęć będzie pochodzić właśnie z tej plaży. Nie możecie tu nie być, będąc w tym państwie. To stuprocentowe Seszelskie #perfectspot !
Agnieszko, przepiękne zdjecia, bardzo ladnie opisujesz miejsca, no i oczywiscie Ty -zjawiskowa. Gratuluję🙂
Bardzo dziękuję! 🙂 Miło mi to słyszeć 🙂
Piękne zdjęcia.Jakim aparatem robione? Jeśli mozna wiedziec jakiego programu używasz do przerabiania zdj ?
Dziękuję! Większość Canon 5D mk III i częściowo Iphone 8+ 🙂 zdjęcia przerabiamy w lightromie 🙂
Nie znalazłam informacji kiedy dokładnie byliście na Seszelach? Bardzo ciekawy i szczegółowy opis i piękne zdjęcia! Czy glony tam to częsty problem? Trochę się ich obawiam 😎
Byliśmy na początku listopada i mieliśmy 10 dni lampy 😀 raz popadało pół dnia zaraz po naszym przyjeździe 😉 z glonami spotkaliśmy się tylko na plaży Cote d’Or na Praslin, na reszcie ani śladu 😉 dziękuję!
Bardzo interesujące, dobrze się czyta.
Dziękuję! 🙂